niedziela, 14 lipca 2013

dwójka

Pierwsze tygodnie w błogosławionym stanie wcale nie burzą mojej teorii że macierzyństwo jest do dupy. Lista przyprawiających mnie o mdłości rzeczy jest znacznie dłuższa niż mi się na początku wydawało i nie ogranicza się tylko do czekolady z truskawkami i cytryny pod wszelaką postacią. Łazienka od trzech dni jest moim drugim domem, szczególnie rano. Chodzę obolała i wszystko mnie irytuje. Po prostu żyć, nie umierać...

Na dodatek nie mam się gdzie podziać. W chwili obecnej i w najbliższej przyszłości. Nie chcąc znowu zadręczać Zojki, odwiedzam Kurczaka w tym jego całym Bełchatowie. Oczywiście on musi mieć popołudniowy trening, o czym przypominam sobie dopiero stojąc pod drzwiami jego mieszkania, kiedy po dziesięciu minutach nikt nie raczy mi otworzyć. Czekam więc cierpliwie, siedząc na schodach. Pół godziny, godzinę, półtorej...
- Kwiatek? - Kurczak wreszcie się pojawia - A co ty tutaj robisz? - pyta, wkładając klucz do zamka. 
- Od czego by tu zacząć... ach tak! Moje życie jest totalną porażką, ale ogólnie wszystko elegancko – uśmiecham się do niego blado. 
- Wchodź – puszcza mnie przodem. 
- Jak już wiesz, będę matką i jak wiesz ledwo daję radę dbać o samą siebie. Poza tym jestem jakąś pieprzoną altruistką litującą się nad właścicielem mieszkania, którego żona z dnia na dzień wyrzuciła z domu, więc potrzebuje mojej kawalerki żeby nie spać pod mostem. Wspaniałomyślna ja godzę się zatem na zwolnienie lokalu jak najszybciej. Do tego wszystkiego nie mogę się nawet upić – jęczę. Siadam na kanapie i bezradnie wspieram brodę na łokciach. 
- Chodź tu – wyciąga ramiona w moją stronę, widząc jak niebezpiecznie zaczyna mi drgać dolna warga. Wybucham płaczem, gdy tylko mnie obejmuje. Pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna nie wiem co robić i mam wątpliwości czy ten bałagan da się jakoś ogarnąć. Choć trochę. 
- Hej Kwiatek wdech-wydech. Damy radę, słyszysz – wspiera podbródek na czubku mojej głowy. 
- Kurczaku, ale to mój bałagan, to ja muszę go poskładać – łkam. 
- Nie tym razem. Jeszcze dzisiaj pozbierasz te dwa kartony dziwnych rzeczy które posiadasz, zabierzesz tę okropną starą lampę twojej babci, walizkę ubrań i przeprowadzisz się do mnie. 
Zwariował. Kurczak zupełnie zwariował. Przecież Królowa gotowa jest za coś takiego skrócić go o głowę!
- To nie jest dobry moment na żarty Kurczaku – mamroczę – myślę że... Anastazja nie będzie tym zachwycona – spoglądam na niego. 
- To już mój kłopot. Wstawaj, jedziemy cię spakować - pociąga mnie za rękę. 

Z Kurczakiem niestety ciężko się dyskutuje, jeśli się na coś uprze.
- To głupi pomysł – staram mu się to jeszcze wyperswadować, kiedy mijamy tabliczkę z napisem ŁÓDŹ. 
- Nie masz gdzie mieszkać to po pierwsze, a po drugie wolę mieć ciebie i Fasolkę na oku. 
- Fasolkę? - pytam, bo chyba się przesłyszałam. 
- No tak, sądzę że to tam, o w środku – dźga mnie lekko w brzuch – jest teraz wielkości fasolki. 
- Zamierzasz mówić na moje dziecko per Fasolka? - upewniam się. 
- Tak – uśmiecha niezmiernie z siebie dumny. 
Tak moje nienarodzone jeszcze dziecko stało się Fasolką...

Kiedy jesteśmy już na miejscu, Kurczak sadza mnie na krześle i w piętnaście minut zbiera cały mój dorobek życia do dwóch kartonów i walizki. Dopiero teraz uświadamiam sobie że to trochę żałosne. Mieć 23 lata i mieścić życie w dwóch kartonach i walizce. 
- Gotowe, możemy iść – oznajmia. 
Chwytam więc jeden z kartonów stojący na ziemi z zamiarem zniesienia go do samochodu. Na zamiarze się kończy, gdyż Kurczaczek kategorycznie zabrania mi dźwigania czegokolwiek, bo to może zaszkodzić Fasolce. 
- Nie rób ze mnie kaleki – fukam na niego. 
- Nie robię – wyciąga mi z ręki karton, który waży tyle co nic i wypycha mnie z mojego własnego mieszkania. 

- Jak to ma tak wyglądać Kurczak to ja rezygnuję. Nie będę z Tobą mieszkać – buńczucznie zakładam ręce na piersi stojąc przy jego samochodzie. 
- Za późno, już wpakowałem wszystko do bagażnika i nie mam zamiaru wnosić tego znowu na samą górę – uśmiecha się do mnie szeroko i otwiera drzwi od strony pasażera. 
Ta cała ciąża zrobi ze mnie ułomną istotę pod każdym możliwym względem, czuję to.
 *
Oswajanie Zbigniewa utknęło trochę w martwym punkcie, więc póki co wrzucam  Kurczaka.

4 komentarze:

  1. No cóż nawet tak słodko, pomocno, uroczy Kurczak jest niemożliwy do przełknięcia:)
    Kwiatek natomiast jest uroczy, troszkę nieporadny życiowo ale uroczy:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam to piąty raz w ciągu dwóch dni i nie mogę się nadziwić, jak cudowne to jest.
    Zacznijmy od tego, że chociaż ze względu na wiek nie wypada, wciąż hotkuję Kurka i o zgrozo, podobają mi się jego odstające uszy, kocham tą jego opiekuńczość, że się nie boi Anastazji i za nazwanie jej dziecka Fasolką. Darzę go bezgranicznym uwielbieniem za to, że zebrał dwa kartony dziwnych rzeczy, starą lampę i walizkę ubrań i wywrócił i tak wywrócone życie Kwiatka do góry nogami.
    Tak, zdecydowanie ciąża jest do dupy, mdłości, humory, zniszczona figura, ale pozostaje mi wierzyć, że to wszystko wynagradzane jest pierwszym spojrzeniem na dziecko.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurczak, Fasolka i Kwiatek to jest takie cudownie, na razie nie są spójną całością, ale wkrótce, kto wie ?
    Nie żeby coś, ale Hortensja ze swoją nieporadnością przypomina mi siebie. Och, czekam dalej coś wymyśliła... :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeżeli masz ochotę to zapraszam na jutro startujące opowiadanie. Pojawiła się Informacja warta przeczytania, a jutro pierwszy rozdział. Opowiadanie z Bartoszem Kurkiem o innej miłości i innej dziewczynie ;) Zapraszam
    http://nie-idealna-przepraszam.blogspot.com/

    + Kiedy następny? Skoro Kuraś się tak nią opiekuje to może będzie z nich jakaś para? :P

    OdpowiedzUsuń