Kurczak
Zojka i Aleksander zmówili się perfidnie za moimi plecami, że kupią
mi łóżeczko. Znaczy nie mi, tylko Fasolce. Pierwotnie łóżeczko
miało być kojcem, ale kojec kojarzy mi się tylko z psem, więc
w końcu stanęło na łóżeczku. Pół dnia spędzam
łażąc i oglądając tysiące, setki tysięcy łóżeczek. Dla mnie
one wszystkie wyglądają niemal identycznie. Niestety
reszta nie podziela mojego zdania i rozprawia o zaletach i wadach
poszczególnych modeli. W końcu decydują się we trójkę, mnie
zupełnie przy tym pomijając, na ten jeden jedyny, ich zdaniem
najlepszy. Ja się tylko zastanawiam po jaką cholerę mnie tu
ciągnęli skoro i tak mogłam wybrać tylko kolor?! Kiedy wracamy do
mieszkania, chłopaki podejmują próbę złożenia tego cudu w całość. Niestety, na próbach się kończy, bo łóżeczko
wygrywa, a instrukcja jest napisana przez totalnego idiotę cytując
Kurczaka. Aleksander kapituluje koło godziny dwudziestej drugiej i
zostawia biednego Kurczaka sam na sam z tym stawiającym opór
łóżeczkiem i milionem rozwalonych po całym salonie śrubek.
Kurczak wytrwale obraca wymiętą do granic możliwości instrukcje,
starając się pojąć co autor miał na myśli. Ja te jego
poczynania obserwuję z kanapy z kubkiem herbaty w ręce. Przysypiam
co chwila, bo nieuchronnie zbliża się północ. Kurczaczek jest tak
pochłonięty tym wszystkim, że nawet nie raczy odebrać telefonu od
Królowej. Żadnego z piętnastu jakie do niego wykonuje. O pierwszej
w nocy na środku pokoju staje w końcu ukończone kurczakowe dzieło.
Z
samego rana słyszę wrzaski dobiegające z przedpokoju, które
bardzo skutecznie mnie wybudzają. Nie trudno się domyśleć, że wydaje je z siebie Królowa, która najprawdopodobniej złożyła Kurczakowi poranną wizytę. Pewnie chodzi o te wczorajsze
nieodebrane połączenia...Siedzę w
pokoju i mimo że cholernie chce mi się jeść, to boję się wyjść. Kiedy nareszcie Królowa przestaje
drzeć się na biednego Kurczaka i wychodzi, tym razem o dziwo bez
firmowego trzaśnięcia drzwiami, mogę bezpiecznie opuścić pokój.
- Hej
– Kurczak wita mnie ze zbitą miną.
- Hej -
siadam koło niego przy stole – wiesz, tak sobie pomyślałam że
może zaprosisz dzisiaj wieczorem Anastazję, co? Jakoś tak
ostatnio mało spędzacie razem czasu, ugotujesz coś, albo lepiej ja
ugotuję, a ty przypiszesz sobie autorstwo. Tak będzie bezpieczniej –
przedstawiam mu plan reanimacji jego związku, który przed
chwila wpadł mi do głowy. Wiem, to nie jest szczyt kreatywności , ale nie
czepiajmy się szczegółów.
- Ja
i tak wieczorem widzę się z Zojką, więc będziesz mieć
mieszkanie dla siebie – dorzucam. Mam nadzieję, że Zojka nie ma
żadnych planów i mnie przygarnie.
- Może
to nie jest taki głupi pomysł – stwierdza po chwili.
Ok,
coroczny dobry uczynek można skreślić z listy. Wysyłam
Kurczaka po zakupy, po czym sama ginę w kuchni na cztery godziny. Kurczakowi pozostaje tylko otworzyć wino. Zostawiam go,
mając nadzieje że ze wszystkim sobie poradzi.
Siedząc u Zojki nie dłużej niż godzinę, dostaję od niego sms w którym oznajmia że mogę już wracać. Ok, coś się tak popierdzieliło. Boże, on miał tylko zrobić romantyczny nastrój i otworzyć wino! Nawet sztućce mu rozłożyłam, no!
- Wina nie dało się otworzyć, czy któraś z moich spektakularnych potraw wylądowała na podłodze zamiast na talerzy? - pytam. To ja z brzuchem jak arbuz po Czarnobylu rozbijam się komunikacja miejską do Zojki i Aleksandra, żeby dać im trochę romantyzmu, a on siedzi sam w kuchni!
- Anastazja ze mną zerwała – wzrusza ramionami, zabierając swój talerz do zmywarki. Nie znam się, ale chyba powinien być trochę bardziej przybity.
- Ale jak to? - dopytuję.
- Kazała mi wybierać albo ona albo ty. Wiec nie było o czym mówić. Wybrałem ciebie, no i Fasolkę.
- Dlaczego głupiutki Kurczaku. Przecież byłeś z nią szczęśliwy – chociaż ja tego szczęścia nie rozumiałam, ale Kurczak tak i to było najważniejsze.
- Bo ja zawsze wybiorę ciebie Kwiatku. Nieważne między czym musiałbym wybierać - podchodzi do mnie i obejmuję ramieniem.
- Oj Kurczaku, coś ty narobił – kręcę głową z dezaprobatą. To wszystko nie tak miało być, ta kolacja miała ich zbliżyć i w ogóle poprawić nie najlepsze ostatnio relacje, a nie rozwalić ten związek dokumentnie. Ja natomiast powinnam mieć gigantyczne wyrzuty sumienia, a jedyne co czuję to ogromna radość i ciepło rozlewające się po całym ciele. Jezu Chryste, jestem potworem!
Każda kobieta rozpływałaby się, mając takie wsparcie jak Kurczak. A tak w ogóle to dzień dobry (dobry wieczór?). Sama nie wiem, jak tu trafiłam, zapewne przypadkiem, ale zostałam na dłużej, przyciągnęła leciutko snutą narracją, przyjemnym klimatem, sympatycznym bohaterami. Po prostu bardzo, bardzo mi się podoba. Uwielbiam ich, mówiąc szczerze. Po tych sześciu rozdziałach naprawdę bardzo, bardzo ich lubię, chcę znać ich dalszą historię, dowiedzieć się, co z Fasolką i czy Lodowata księżniczka jeszcze się odezwie. Czekam i pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDawno nic tu nie dodawałaś :c
UsuńKilka miesięcy minęło.
Mam nadzieję, że jeszcze się odezwiesz.
Póki co, nominowałam Cię do LA
- http://opera-lalek.blogspot.com/2015/02/liebster-award.html