środa, 23 kwietnia 2014

szóstka

Kurczak Zojka i Aleksander zmówili się perfidnie za moimi plecami, że kupią mi łóżeczko. Znaczy nie mi, tylko Fasolce. Pierwotnie łóżeczko miało być kojcem, ale kojec kojarzy mi się tylko z psem, więc w końcu stanęło na łóżeczku. Pół dnia spędzam łażąc i oglądając tysiące, setki tysięcy łóżeczek. Dla mnie one wszystkie wyglądają niemal identycznie. Niestety reszta nie podziela mojego zdania i rozprawia o zaletach i wadach poszczególnych modeli. W końcu decydują się we trójkę, mnie zupełnie przy tym pomijając, na ten jeden jedyny, ich zdaniem najlepszy. Ja się tylko zastanawiam po jaką cholerę mnie tu ciągnęli skoro i tak mogłam wybrać tylko kolor?! Kiedy wracamy do mieszkania, chłopaki podejmują próbę złożenia tego cudu w całość. Niestety, na próbach się kończy, bo łóżeczko wygrywa, a instrukcja jest napisana przez totalnego idiotę cytując Kurczaka. Aleksander kapituluje koło godziny dwudziestej drugiej i zostawia biednego Kurczaka sam na sam z tym stawiającym opór łóżeczkiem i milionem rozwalonych po całym salonie śrubek. Kurczak wytrwale obraca wymiętą do granic możliwości instrukcje, starając się pojąć co autor miał na myśli. Ja te jego poczynania obserwuję z kanapy z kubkiem herbaty w ręce. Przysypiam co chwila, bo nieuchronnie zbliża się północ. Kurczaczek jest tak pochłonięty tym wszystkim, że nawet nie raczy odebrać telefonu od Królowej. Żadnego z piętnastu jakie do niego wykonuje. O pierwszej w nocy na środku pokoju staje w końcu ukończone kurczakowe dzieło.

Z samego rana słyszę wrzaski dobiegające z przedpokoju, które bardzo skutecznie mnie wybudzają. Nie trudno się domyśleć, że wydaje je z siebie Królowa, która najprawdopodobniej złożyła Kurczakowi poranną wizytę. Pewnie chodzi o te wczorajsze nieodebrane połączenia...Siedzę w pokoju i mimo że cholernie chce mi się jeść, to boję się wyjść. Kiedy nareszcie Królowa przestaje drzeć się na biednego Kurczaka i wychodzi, tym razem o dziwo bez firmowego trzaśnięcia drzwiami, mogę bezpiecznie opuścić pokój.
- Hej – Kurczak wita mnie ze zbitą miną.
- Hej - siadam koło niego przy stole – wiesz, tak sobie pomyślałam że może zaprosisz dzisiaj wieczorem Anastazję, co? Jakoś tak ostatnio mało spędzacie razem czasu, ugotujesz coś, albo lepiej ja ugotuję, a ty przypiszesz sobie autorstwo. Tak będzie bezpieczniej – przedstawiam mu plan reanimacji jego związku, który przed chwila wpadł mi do głowy. Wiem, to nie jest szczyt kreatywności , ale nie czepiajmy się szczegółów. 
- Ja i tak wieczorem widzę się z Zojką, więc będziesz mieć mieszkanie dla siebie – dorzucam. Mam nadzieję, że Zojka nie ma żadnych planów i mnie przygarnie. 
- Może to nie jest taki głupi pomysł – stwierdza po chwili. 
Ok, coroczny dobry uczynek można skreślić z listy. Wysyłam Kurczaka po zakupy, po czym sama ginę w kuchni na cztery godziny. Kurczakowi pozostaje tylko otworzyć wino. Zostawiam go, mając nadzieje że ze wszystkim sobie poradzi.

Siedząc u Zojki nie dłużej niż godzinę, dostaję od niego sms w którym oznajmia że mogę już wracać. Ok, coś się tak popierdzieliło. Boże, on miał tylko zrobić romantyczny nastrój i otworzyć wino! Nawet sztućce mu rozłożyłam, no!
- Kurczaku nie powinniście być we dwójkę? – wchodząc do kuchni, widzę samotnie siedzącego przy stole Bartosza. 
- Wina nie dało się otworzyć, czy któraś z moich spektakularnych potraw wylądowała na podłodze zamiast na talerzy? - pytam. To ja z brzuchem jak arbuz po Czarnobylu rozbijam się komunikacja miejską do Zojki i Aleksandra, żeby dać im trochę romantyzmu, a on siedzi sam w kuchni! 
- Anastazja ze mną zerwała – wzrusza ramionami, zabierając swój talerz do zmywarki. Nie znam się, ale chyba powinien być trochę bardziej przybity.
- Ale jak to? - dopytuję. 
- Kazała mi wybierać albo ona albo ty. Wiec nie było o czym mówić. Wybrałem ciebie, no i Fasolkę. 
- Dlaczego głupiutki Kurczaku. Przecież byłeś z nią szczęśliwy – chociaż ja tego szczęścia nie rozumiałam, ale Kurczak tak i to było najważniejsze. 
- Bo ja zawsze wybiorę ciebie Kwiatku. Nieważne między czym musiałbym wybierać - podchodzi do mnie i obejmuję ramieniem. 
- Oj Kurczaku, coś ty narobił – kręcę głową z dezaprobatą. To wszystko nie tak miało być, ta kolacja miała ich zbliżyć i w ogóle poprawić nie najlepsze ostatnio relacje, a nie rozwalić ten związek dokumentnie. Ja natomiast powinnam mieć gigantyczne wyrzuty sumienia, a jedyne co czuję to ogromna radość i ciepło rozlewające się po całym ciele. Jezu Chryste, jestem potworem!

2 komentarze:

  1. Każda kobieta rozpływałaby się, mając takie wsparcie jak Kurczak. A tak w ogóle to dzień dobry (dobry wieczór?). Sama nie wiem, jak tu trafiłam, zapewne przypadkiem, ale zostałam na dłużej, przyciągnęła leciutko snutą narracją, przyjemnym klimatem, sympatycznym bohaterami. Po prostu bardzo, bardzo mi się podoba. Uwielbiam ich, mówiąc szczerze. Po tych sześciu rozdziałach naprawdę bardzo, bardzo ich lubię, chcę znać ich dalszą historię, dowiedzieć się, co z Fasolką i czy Lodowata księżniczka jeszcze się odezwie. Czekam i pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dawno nic tu nie dodawałaś :c
      Kilka miesięcy minęło.
      Mam nadzieję, że jeszcze się odezwiesz.
      Póki co, nominowałam Cię do LA
      - http://opera-lalek.blogspot.com/2015/02/liebster-award.html

      Usuń