niedziela, 13 października 2013

czwórka

Mój brzuch zaczyna rosnąć, co oznacza że mogę się pożegnać z ubraniami w rozmiarze standardowego S. Zamieniam je na ohydne, bezkształtne ubrania ciążowe. Wciąż podejmuję nierówną walkę z moimi ulubionymi spodniami, starając się w nie wcisnąć ku uciesze Kurczaka, który te potyczki obserwuje z boku.
- Kiedy ty się w końcu poddasz i założysz te spodnie z szelkami? – pyta, kiedy podskakuję starając się dopiąć guzik w pasie. 
- Nigdy! - krzyczę walecznie – a te spodnie z szelkami to obrzydliwe ogrodniczki do których mam uraz z dzieciństwa - dorzucam. 
- W końcu i tak w nich skończysz - uśmiecha się szeroko. Jego wielkie niedoczekanie!

Powiększający się brzuch to niestety nie jedyne moje utrapienie. Czekanie w poczekalni na wizytę u ginekologa, pośród tych wszystkich rozentuzjazmowanych przyszłych matek, jest nie do zniesienia. Zewsząd słyszę rozprawianie na temat śpioszków, zastanawianie się nad odpowiednim nosidełkiem dla dziecka i wywody pani obok, że elektroniczna niania jest złym wyborem. Od tej całej paplaniny mam ochotę rzygnąć na nie wszystkie tęczą... Chcę jednak wiedzieć czy z Fasolką wszystko w porządku i czy na pewno niczego jej tam w środku nie brakuje. Więc znoszę to czekanie najdzielniej jak potrafię. Siedzę, wpatrując się w ścianę naprzeciwko i staram się jakoś przetrwać, kiedy nagle do środka wbiega niezmiernie zdyszany Kurczak.
- Zdążyłem! - krzyczy triumfalnie, czym wprawia w niemałe osłupienie kilka matek czekających w poczekalni. Właściwie mnie samą też wprawia w osłupienie. Mówiłam mu co prawda dzisiaj rano, że idę na czternastą do lekarza, a on stwierdził że chętnie mi potowarzyszy. No ale bez jaj! Nie brałam tego na poważnie!
- Kurczak, co ty tu robisz? - pytam cicho, czując na sobie wścibski wzrok połowy poczekalni.
- No jak to, mówiłem że przyjdę. Chce zobaczyć Fasolkę – stwierdza wesoło, siadając na plastikowym krzesełku obok mnie.
W tym samym czasie słyszę swoje nazwisko wyczytywane przez lekarza.
Wchodzimy do gabinetu, kładę się na kozetce i już po chwili czuję na brzuchu ten ohydny lodowaty żel. Uśmiecham się pod nosem widząc zaciekawiony wzrok Kurczaka, który poprzez przekrzywianie swojej głowy na prawo i lewo próbuje cokolwiek dostrzec na monitorze.
- Teraz posłucham co tam z serduszkiem – lekarka przykłada mi do brzucha jakiś przyrząd, a już po chwili w całym pomieszczeniu rozlega się dźwięk bicia serca Fasolki. 
- Rany – wyrywa nam się z Kurczakiem jednocześnie. 
Chyba dopiero teraz na dobre uświadamiam sobie że faktycznie coś w moim brzuchu żyje. I temu cosiowi bije serce. Jak stwierdza lekarka Fasolka rozwija się prawidłowo, a ja muszę zaopatrzyć się w kwas foliowy.
- Kwiatek to było genialne! - Kurczak ekscytuje się, kiedy wychodzimy na parking przed kliniką – ciekawe czy można z tego zrobić dzwonek na komórkę, jak myślisz? - zastanawia się – dzwoniłabyś do mnie i słyszałbym takie fasolkowe tudu-tudu-tudu, które jest najfajniejszym tudu na świecie.
Śmieję się, wsiadając do samochodu, bo dawno Kurczaka tak podjaranego nie widziałam. 
- Co to? - pokazuje na książkę, którą dostałam wczoraj od Zojki żebym, cytuję  nie zabiła dziecka przy pierwszej kąpieli. Miło że we mnie wierzy, to naprawdę  budujące. Oczywiście nie mam zamiaru nawet do niej zajrzeć. 
- Głupie wymysły Zojki – wyjaśniam. 
- Pokaż – wyciąga mi ją z torebki – dlaczego głupie? - przerzuca kilka kartek. 
-  Myślę że sama dam radę wychować własne dziecko. Bez poradników – stwierdzam, wyrywając mu lekturę z ręki. Jak tylko będziemy w domu muszę ja natychmiast umieścić w koszu na śmieci, tam gdzie powinna znaleźć się już wczoraj.

2 komentarze:

  1. Słuchanie bicia serca swoje dziecka to najpiękniejszy odgłos na świecie. Gdy usłyszałam go pierwszy raz w życiu to minęły mi wszystkie żale do świata! Cudo!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczak mnie rozbraja... :-) a zmagania Kwiatka ze spodniami mnie rozwaliły, mam nadzieję, że się nie podda i nie będzie chodzić w spodniach z szelkami!

    OdpowiedzUsuń