Ostatnio
czuję się jak Godzilla, spoglądając w lustro stwierdzam że wyglądam
jak Godzilla. Podsumowując pod każdym możliwym względem jestem
Godzillą. Narzekam na wszystko i wszystkich dookoła, nawet głupia latająca jak po valium mucha doprowadza mnie do szewskiej pasji.
Kurczak wszystko to dzielnie znosi i gdyby tylko miała dostatecznie
dużo pieniędzy, postawiłabym mu pomnik ze złota albo chociaż
kupiła coś ładnego. Niestety na razie moje fundusze pozwalają mi
przetrwać do pierwszego. Pomnik musi więc chwilę poczekać.
Leżę
na kanapie w salonie i imituję ludzkie zwłoki.
- Hej
Kwiatek, jak tam się czujesz? – Kurczak pyta już od progu. - Boli mnie kręgosłup, spuchły mi kostki i nie jestem w stanie zobaczyć własnych stóp, więc wiesz...można śmiało powiedzieć, że czuję się fantastycznie – rzucam z ironią.
- O czyżbyś dzisiaj znowu miała ten dzień, kiedy tryskasz energią i dobrym
humorem na prawo i lewo? – pyta wesoło siadając obok i kulturalnie zarzuca nogi na stolik.
- Dzwoniłam
do Zojki wiesz – mruczę – i nie mogła ze mną gadać, bo szykowała się na romantyczną kolację z Aleksandrem. Potem
pomyślałam o Tobie, ale w porę przypomniałam sobie, że przecież
po treningu idziesz z Anastazją do kina i...- wzdycham ciężko.- I...? - dopytuje się.
- Nic. Jak tam film? – podciągam się na łokciach. Przecież mu nie powiem że dobija mnie fakt wszechobecnej miłość w powietrzu, która mnie jakoś omija. Ale mam spuchnięte kostki, tak? Nie można mieć w życiu wszystkiego!
- Słaby jak dla mnie - stwierdza, wzruszając ramionami - Anastazja była zachwycona – dorzuca.
- Kwiatek, no już masz mi się tutaj uśmiechnąć promiennie – śmiesznie marszczy brwi – idę zrobić popcorn, a ty odgrzeb Pottera - wskazuję na ogromną półkę z filmami obok telewizora.
Zwlekam się z kanapy i wkładam wybraną płytę do odtwarzacza. Nakrywam się kocem i czekam na Kurczaka z popcornem.
- Która część? - podaje mi ogromną miskę po brzegi wypełnioną prażoną kukurydzą.
- Szósta – odpowiadam.
Od kilku dobrych minut obserwuję jak Kurczak z napięciem wpatruje się w telewizor, mimo że Księcia Półkrwi ogląda już tysięczny raz.
- Wybierzesz
imię dla Fasolki? – pytam w końcu.
- Ja?
– odrywa wzrok od filmu i patrzy na mnie zaskoczony
- No
tak, ty. Fasolka musi mieć jakoś na imię, kiedy już raczy się tutaj
zjawić. Szanse są raczej marne, że w Urzędzie zgodzą się na Fasolkę, mimo że to naprawdę świetnie brzmi. Z drugiej strony jeśli Fasolka okaże się chłopcem, to wiesz...
- No
tak... a nie boisz się powierzać mi tak ważnej sprawy? -
uśmiecha się szeroko.
- Ufam
że nie skrzywdzisz Fasolki jakimś oryginalnym imieniem...
- Nie,
oczywiście, że nie. Chociaż taka Zenobia na przykład brzmi ciekawie... - zastanawia się
- Kurczak!
- kopę go stopą po udzie.
- Żartowałem -
śmieje się z mojej przerażonej miny – coś wymyślę, a teraz
chodź tu z tym kocem, bo zamarzłem – ciągnie za jeden z jego
rogów. Chwile zajmuje mi wydostanie się z kokonu jaki sobie
skrzętnie zrobiła i podzielenie się kocem z Kurczakiem. I właśnie
wtedy. W ten środowy wieczór. Siedząc otoczona kurczakowym
ramieniem, obrzeżając się popcornem i oglądając po raz setny
Harrego Pottera, przez głowę przemyka mi myśl. Myśl zupełnie
egoistyczna i taka która w ogóle nie powinna mieć miejsca. Hm,
jaka jest szansa że to tylko moje szalejące do niedawna hormony?
Może one się jeszcze do końca nie wyszalały i to jest tego efekt? Proszę, niech to będą te cholerne hormony! W inny wypadku
niebawem pojawią się moje potworne wyrzuty sumienia, że
chciałabym mieć Kurczaka tylko dla siebie i nie koniecznie dzielić
się nim z Królową, ani w ogóle z kimkolwiek innym.